#086 – Jak przeżyć święta?


Episode Artwork
1.0x
0% played 00:00 00:00
Dec 19 2023 41 mins   5

W głowie masz milion scenariuszy na idealne święta. Niestety odbiegają one od wymarzonej rzeczywistości, o której uporczywie przypomina ci negatywny test ciążowy. Znamy to, byłyśmy w tym miejscu. Wiemy doskonale, że grudzień to jeden z trudniejszych momentów w roku. Jak to wyglądało u nas? Jakie wnioski wyciągamy po latach? Co wolałybyśmy zmienić, aby bardziej zadbać o swój komfort i nieco ułatwić sobie ten czas? Posłuchaj, jak przeżyć święta, kiedy zmagasz się z niepłodnością.


Plan odcinka



  1. Święta – czas kontrastów

  2. Lęk przed życzeniami

  3. Jak przeżyć święta w większym gronie

  4. Święta bez rodziny

  5. Gdy ktoś inny ogłasza nowinę…

  6. Jak przeżyć święta po stracie

  7. Docinki i żarty, które wcale nie bawią

  8. Pozytywny test ciążowy jako prezent

  9. Jak przeżyć święta – gotowe riposty w zanadrzu



Transkrypcja podcastu Akademii Płodności


Zosia: Zaczął padać śnieg za oknem. Naprawdę zaczął padać śnieg. Patrzę na niego, więc się nastrajam. Ty go nie widzisz, więc będziesz musiała wzbudzić w swojej głowie padający śnieg, bo będziemy dzisiaj gadać o temacie mocno ze śniegiem związanym, czyli świątecznym.


Ania: Czyli jednym z trudniejszych…


Z.: …czasów.


A.: Czasów w życiu osób starających się o dziecko.


Z.: Wstępik.


 


Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, w której towarzyszymy parom


starającym się o dziecko.


 


A.: Witamy w kolejnym podcaście. Jak słyszeliście we wstępie, porozmawiamy sobie o grudniu. I o tym, co w tym grudniu się dzieje.


Z.: W nawiązaniu do świąt, które tuż za rogiem. Dlaczego ten czas dla staraczy jest taki trudny, jak to było w naszych życiach i czy da się wyciągnąć z tego wnioski, żeby trochę ten grudzień sobie ułatwić.


 


Okres świąt jest taki… Już to mówiłam kilka razy, ale może mamy tutaj nowych odbiorców i jeszcze nie słyszeliście tego mojego określenia. Ja miałam w sobie takie dwa światy z tym grudniem związane. Wiąże się to z rzeczami, które kocham, typu pierwszy śnieg albo moment ubierania choinki. To są takie rzeczy pachnące, pluszowe, cudowne, na które czekam. I równocześnie one mi się konfrontują za chwilę z bardzo ostrym sztyletem, który mnie przeszywa na wskroś, i to jest ta cała reszta związana z moim światem staraczkowym. Moje wyobrażenia i oczekiwania, które miałam w stosunku do tego czasu, i rzeczy, których się wtedy bałam. Czyli np. to, że bardzo marzyłam, żeby wręczyć mężowi najpiękniejszy prezent pod choinkę, albo np. to, jak bardzo przerażały mnie życzenia świąteczne. Albo to, że ktoś zaraz przy stole obwieści nowinę, o której ja marzyłam, żeby ją obwieścić. To jest często taki mocno kontrastowy czas.


Święta – czas kontrastów


Z.: Ciężko chyba powiedzieć, że nie lubimy świąt tak w całości. Bo są jednak takie elementy, na które czekamy. Ale te negatywne nie równoważą ich absolutnie. I jednak ten czas jest bardziej trudny niż łatwy, prawda, w świecie staraczy?


A.: Tak. Tutaj nawet zaznaczyłam sobie taką myśl, że występuje strach przed świętami. Że zbliżające się święta i końcówka roku to swego rodzaju podsumowanie przy rodzinnym stole i zamknięcie klamrą pewnego etapu, który chcielibyśmy zamknąć w określony sposób – będąc w ciąży.


Z.: No wiadomo.


A.: To daje więc takie poczucie zderzenia się z tym. Oddzielamy grubą kreską wszystko, co robiliśmy w tym roku. Jest ten deadline, który każe nam się zderzyć z tym, czy udało nam się zajść w ciążę, czy nie. To jest bolesne. O tych deadline’ach również pojawi się bądź pojawił się podcast o nazwie „Pozytywny test ciążowy na urodziny męża”. Tam rozmawiamy o tym, czy aby na pewno te deadline’y są słuszne. Czy one nam pomagają, czy wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej nam dokopują.


Myślę, że po prostu grudzień zarówno mi, jak i tobie, Zosiu – z tego, co już ustaliłyśmy – kojarzył się z podsumowaniem. I bardzo często było to bolesne podsumowanie i zderzenie się z tym, że się nie udało.


Z.: To prawda. Niestety wiele razy kończyło się to tak, że kończę podsumowaniem niewymarzonym.


Lęk przed życzeniami


Z.: Ale bałam się też bardzo życzeń przy wigilijnym stole, bo wiedziałam, że to nie będą tylko moje podsumowania. Rozumiesz? Jak zmierzę się z życzeniami od najbliższych albo tych dalszych, nie mówiąc o dogryzkach, których bałam się również, a które występują, kiedy spotykamy się w większym gronie. Że np. teściowa czy mama, czy babcia, czy tato będą mi życzyć trochę tego, czego sami oczekują, a jeszcze nie dostali. Czyli usłyszę właśnie o tym, że mi życzą, wiesz…


A.: Dziecka.


Z.: Tak, tak. W kontekście tego, czy życzą go mi dlatego, że ja go pragnę, czy życzą go tak naprawdę sobie, bo oni już bardzo czekają. To było takie podwójne obciążanie niespełnianiem oczekiwań – nie tylko swoich. Że nie dość, że nie miałam spełnionego swojego ogromnego marzenia, to jeszcze czułam, że nie spełniam oczekiwań czyichś i że jestem jakby za małą i niewystarczającą żoną, wnuczką, córką. Oczywiście klasycznie to karmiło w swojej głowie ja, ale ciężko było mi się z tym zmierzyć. Nie potrafiłam tych życzeń odbierać pozytywnie. Na takiej zasadzie, że dziękuję ci bardzo, że życzysz mi tego, o czym bardzo marzę. Tylko od razu robiłam afront i kontrę na zasadzie: „Życzysz mi, bo sam czekasz? Kurde, ja też bym chciała, żeby to się spełniło, ale nie wychodzi”.


Dwa stoły wigilijne


A.: Czy pomimo tego, że twoi rodzice i wszyscy tutaj z domu byli wspierający i wprowadzeni w świat starań, a też sami borykali się z różnymi przeciwnościami losu, jeżeli chodzi o swoje starania, i pomimo tego, że byli tak zaangażowani, to nadal odczuwałaś te życzenia jako presję? Bo wiesz, oni wiedzieli, co się dzieje, sami doświadczyli wielu bolesnych strat. I pytanie, czy oni zdawali sobie sprawę, jak bolesne mogą być te słowa, skoro uczestniczyli w tym życiu i tak bardzo cię wspierali w tym wszystkim?


Z.: To prawda. Trzeba rozgraniczyć dwa stoły wigilijne z moim życiu. Jeden to był stół ten z rodzicami i dziadkami. Drugi był u moich teściów. I zdecydowanie bardziej bałam się tego u moich teściów, mimo że atmosfera tam panująca była bardzo nam sprzyjająca. To nie było tak, że ona była wroga. To są dwa zupełnie odrębne domy, dwa odrębne modele wychowania, dwa odrębne style bycia ludzi, którzy tam żyją w tym swoim sosie razem od lat kilkudziesięciu.


Więc pomimo że u mnie w domu każdy z tych tematów mieliśmy przegadany i rozłożony na czynniki pierwsze i każdy był z tym na bieżąco, to oczywiście było mi przykro, kiedy babcia Krysia przychodziła do mnie zaryczana, składając mi życzenia i mówiąc, że ona bardzo mi życzy i że sama bardzo by chciała. Czułam się niewystarczająca, ale czułam też wsparcie od niej. Z kolei u teściów było tak, że raczej się o tym nie gadało. Bo w ogóle ciężko jest gadać na trudne tematy. Raczej się je omija i jakoś wspiera się np. klepnięciem w plecy. Nie było tak, że siadamy i że może chcielibyście pogadać, że taki jest czas face to face, tylko że tak raczej…


A.: Na milcząco.


Z.: Tak. Tak że tak raczej my jesteśmy, ale tak po cichutku.


Bańki, w których żyjemy


Z.: Nie chcę tego oceniać, czy to jest dobre, gorsze, lepsze. To jest po prostu innego od tego, jak ja byłam wychowana. Wtedy, te X lat temu, wydawało mi się, że każdy dom rozwiązuje problemy w taki sam sposób. Dopiero potem dotarło do mnie, że – kurde, Zosinku – nie. To nie jest schemat, którym się postępuje wszędzie i nie możesz tego oczekiwać, że każdy w ogóle będzie chciał, a tym bardziej potrafił się z tym mierzyć w taki sposób, jak ty sobie wyobrażasz, że możesz i płakać, i krzyczeć, i każdy to przyjmie. Bo tak się prowadzi dyskusje w każdym domu.


A.: Każdy żyje w swojej bańce. I te bańki są różne. Czasami mamy zakrzywiony obraz tego, jak może wyglądać inny dom – zgoła inaczej niż nasz, w którym żyliśmy tyle lat i który mimowolnie nawet gdzieś przedostaje się do naszych relacji, bo gdzieś to jest głęboko wryte w DNA.


Z.: I nas naznacza, dokładnie tak.


Jak przeżyć święta w większym gronie


A.: Dobrze. Mamy tutaj stoły rodzinne. Powiedzmy tak teściowo…


Z.: …domowe.


A.: Ale są jeszcze stoły, przy których znajduje się dalsza rodzina, typu ciocie, wujkowie. Spotykaliście się na swojej drodze z takimi życzeniami lub niestosownymi w waszym odczuciu docinkami związanymi z tym „Kiedy dziecko?”, z komentowaniem waszego życia na świeczniku? Ten stół to taka trochę scena i niektórzy mogą się czuć oceniani przez osoby, które – tak jak wspominałaś – wiedzą, że coś się dzieje, wspierają, nie do końca mają coś złego na myśli (tak jak babcia Krysia, składając życzenia), a są takie, dla których z automatu to jest żart. Żartują sobie przy rodzinnym stole, że nie umiecie tego zrobić. Lub tak bardzo łatwo idzie im ocenianie młodych, że nie myślą o rodzicielstwie, tylko pracują. Czy ty ze swoim mężem miałaś takie konfrontacje przy rodzinnym, świątecznym stole?


Z.: Może oszczędzało nas to, bo nie spędzaliśmy świąt w tak dużym gronie, tylko w takim, w którym jesteśmy na co dzień. Mniej więcej wiemy więc, co u nas słychać. To jest z jednej strony fajne, bo się czujesz bardzo swobodnie wśród swoich ludzi, a z drugiej strony rozluźniają się te więzy rodzinne. Mam taką trochę tęsknotkę za tym, że nie znam swojej dalszej rodziny.


 


U mnie się Wigilię spędzało najdalej do rodzeństwa rodziców, do rodzeństwa mojego taty i ich dzieci. Byliśmy w takim zamkniętym gronie cioć i wujków, co nie zmienia faktu, że są wśród tych osób takie, które bez ogródek potrafią zadać pytanie w trochę za bardzo bezpośredni sposób.


Niestosowne pytania


Z.: Mam o tyle szczęścia, że nas takie typowo niegrzeczne… Bo „Kiedy dziecko?” to dla mnie skrajnie bezczelny tekst. Taki, że nie można tego nawet próbować usprawiedliwić. I to jeszcze na forum, na zasadzie: to teraz zapytajmy, wszyscy już po rosole, to…


A.: Kiedy ty nie masz siły się bronić!


Z.: Tak!


A.: To jest najgorsze. Nie masz siły w sobie, żeby się obronić. To jest sztylet.


Z.: Takie np. „A kiedy u was?”. Raczej byłam świadkiem takich sytuacji. One nie były adresowane do mnie. Ale byłam świadkiem i też wspominałam o tym… Nie wiem, w którym podcaście…


A.: „Oni wszyscy wiedzą lepiej”.


Z.: Dokładnie tak, chyba to było tam. W momencie, w którym znam perspektywę osób, do których kierowana jest taka uwaga, bo one np. zwracały się do mnie o pomoc i prosiły o dyskrecję, bardzo chcesz zareagować i mógłbyś spróbować utrzeć nosa, a nie bardzo wiesz, czy możesz sobie na to pozwolić, bo oni przed chwilą prosili cię o to, żebyś nie zabierał głosu. Więc jedyne, co możesz zrobić, to uciąć to jakimś krótkim komentarzem, takim bardzo ogólnym.


Ale to się dzieje cały czas w mojej rodzinie, mimo że działam i uświadamiam, i się staram. Nie spodziewam się, że wujkowie słuchają moich podcastów, ale mimo wszystko jest to temat, który mniej czy bardziej będzie dotyczył każdego z nas. U niektórych to będzie chamska ciocia Zdzisia czy wujek Zbyszek, którzy naprawdę sobie pozwolą na bardzo niegrzeczny komentarz, bo przecież mogą, bo to twoja ciocia czy twój wujek. Nie wiem, co mam powiedzieć więcej. Przypominam sobie od razu te wiadomości od dziewczyn, które opisywały swoje historie, więc wiem, że te nasze środowiska życia są przeróżne.


Jak przeżyć święta? Najlepiej po swojemu…


Z.: A u ciebie jak było?


A.: Przy stole świątecznym znajdowały się osoby, z którymi nie utrzymywałam kontaktu. Nie była to moja rodzina. Dla mnie byli to obcy ludzie. Nie zdarzyło się, żeby skomentowali jakoś na świeczniku naszych starań, gdyż ja się czułam obca, więc może nawet czuli, że jestem obca.


Bardzo bolały mnie życzenia świąteczne. W ogóle spotkanie przy rodzinnym stole – ja sobie już tworzyłam w głowie, co tam może się wydarzyć i co mnie tam może czekać. Będą życzenia rzucone nawet od tych obcych osób. Nie pamiętam już, co tam się wydarzyło, ale pamiętam moment, w którym bardzo płakałam. Popłakałam się już jak wstaliśmy, wiedząc, co się może wydarzyć. Już wtedy zalewałam się łzami i te życzenia… Nawet nie wiem, co ci wszyscy ludzie mi życzyli. Byłam w amoku.


 


Konfrontacja przy rodzinnym stole była jeszcze o tyle dla mnie trudna, że wśród dorosłych osób pojawiło się pierwsze małe dziecko. Posadzenie osoby starającej się o dziecko przy świątecznym stole… Niewychodzące starania, niechęć do istnienia na tym świecie w pewnych momentach i informacja o tym, że nowy członek pojawił się na świecie – to jest kombo, w którym najchętniej zawinęłabym do domu.


Święta bez rodziny


A.: Podczas tych świąt, o których myślę, był moment, w którym nie chciałam tam być dla mojego komfortu psychicznego. Nie wiem, po co ja tam byłam. Może nie potrafiliśmy się też… Może inaczej: ja bym mogła zostać w domu – nie wypadało. Mój mąż bardzo chciał te święta spędzić z rodziną. Nie mieliśmy w sobie też takiej odwagi, żeby… Chociaż mój mąż nie czuł tego. On nie rozumiał, dlaczego chcę zostać w domu. Więc poszliśmy na kompromis małżeński – bądźmy chwilę, pojadę, ale bardzo nie chcę. Dla mnie to było katowanie się. To nie była dla mnie przyjemność być tam, zjeść. Nie, chciałabym się zakopać w poduszkę i nie wychodzić z nory. I jedne święta tak wyglądały. Nie byłam na to gotowa.


Pamiętam też taką staraczkę, która napisała do nas wiadomość przed świętami czy po świętach – już nie pamiętam dokładnie chronologii. Po webinarze, na którym mówiłyśmy, jak przeżyć święta z negatywnym testem ciążowym, napisała do nas, że pierwszy raz się odważyli zostać w domu i zorganizować sobie święta sami. I to było najlepsze, co wtedy mogli dla siebie zrobić. Więc może to jest jakaś myśl?


Z.: To był jeden z pomysłów, który przedstawiałyśmy na tym webinarze. Jeśli czujecie się z tym komfortowo obydwoje, to spróbujcie. Czas świąt to nie jest czas spełniania oczekiwań ludzi dookoła, którzy liczą na to, że ich zaszczycicie swoją obecnością. Nie o to w tym chodzi.


A.: Bo tak wypada.


Z.: Dokładnie tak.


A.: I nawet nie będziecie myślami z tymi ludźmi. Ja nie byłam.


Z.: A jeśli coś podczas tych świąt się zdarzy, np. takiego, czego się obawiacie, to będziecie tym bardziej sobie wyrzucać, że się tam znaleźliście. A mogliście sobie tego oszczędzić, bo czuliście, że może tak być. Tak że trzeba w tym znaleźć zdrowy kompromis.


Presja otoczenia


A.: Chociaż ciężko to zrobić, bo właśnie presja rodziny, otoczenia jest ogromna.


Z.: To prawda. Bo to jest ten jedyny czas, sraty taty.


A.: Jakbym na pewnym etapie mojego życia powiedziała, że nie przyjadę na święta, to już widzę te nadąsane miny, że Ani się coś chyba w dupie poprzewracało.


Z.: Odkleiło się, no.


A.: Nie chcąc wprowadzać jeszcze tych ludzi, dlaczego ja nie chcę przyjeżdżać, co się dzieje w mojej głowie. Okej, na milcząco to przyjmą raczej. A otworzyć się też nie mam w sobie siły, żeby o tym wszystkim opowiadać.


Więc wierzę, że to są bardzo trudne decyzje dotyczące pozostania w domu. Ale tak sobie myślę, kurczę, to jest nasze życie. Akurat ten czas świąt, który ma być taki magiczny, zewsząd kolędy, reklamy, dzieci, prezenty, mikołaj i to wszystko… Może warto tych rodziców zaprosić, żeby jakoś to pogodzić, na obiad w następnym tygodniu, gdzie to nie będzie się odbywało w takiej atmosferze wujków, ciotek, prezentów, nowin, ogłoszeń, rozmawiania, tylko po prostu spotkajmy się na obiedzie. I to już nam daje takie pole…


Z.: Na oddech.


A.: …jakiegoś kompromisu. I stworzenia sobie komfortu.


Zadbaj o swój komfort


A.: Też przypominam sobie historię Agnieszki, która po kilku poronieniach poprosiła podczas świąt o to, żeby nie składać sobie życzeń, bo powiedziała, że ich nie zniesie. Jest w stanie usiąść przy rodzinnym stole, wie jednak doskonale, że moment składania życzeń po stratach będzie dla niej nie do zniesienia. Wydaje mi się, że to jej siostra wyprawiała ten obiad świąteczny. I tak zrobili. Też się tym podzieliła odnośnie do tego, jak przeżyć święta. To dało jej poczucie, że lepiej się czuła przy tym świątecznym stole.


Z.: Może to też jest rozwiązanie. Oczywiście, jeśli możecie o to poprosić.


A.: Tak, wiadomo, że każdy z nas ma inne relacje, inne domy, innych ludzi. Można spotkać się ze zrozumieniem i pewnie z osobami, które nie zrozumieją.


Z.: Dokładnie tak.


A.: Które nawet mogą…


Z.: …ocenić to źle.


A.: Ocenić źle, nie zrozumieć i olać temat, wasze potrzeby. Też tak może być. Bo po prostu ten świat niestety nie jest idealny. Ale to, na co macie wpływ, to na wasz komfort. I na to w pewien sposób, ile możecie zrobić, żeby jak najbardziej żyło wam się komfortowo w tym czasie. Może jest coś takiego, co akurat dzięki temu podcastowi sprawi, że coś, co było niemożliwe, nagle będzie jakąś furtką, która jest lekko uchylona. I stwierdzicie, że brakowało wam odwagi, ale nic takiego się nie wydarzyło. Ludzie się nie obrazili, my komfortowo spędziliśmy ten czas. Było bardzo „fajnie”.


Gdy ktoś inny ogłasza nowinę…


Z.: Święta dla mnie były też o tyle trudne, że nie mogłam dać tego prezentu swojemu mężowi, a już sobie wyobrażałam milion scenariuszy, jak to zrobię, jak to będzie cudownie o tym powiedzieć. I że jak już się spotykamy w takim gronie, w jakim nie zawsze jest nam dane się spotkać, to fajnie byłoby też powiedzieć całej rodzinie. Że to będzie taki wspaniały, przeszczęśliwy czas. Że tam będziemy siedzieć i pod tym stołem trzymać się za ręce, i ściskać się z radości, i myśleć tylko o tym przy keksie. Cały czas nam to będzie zaprzątać myśli. Tymczasem zupełnie inne rzeczy je zaprzątały.


Bardzo się też bałam, że to nie będę ja. W sensie, że rzeczywiście ktoś dostąpi tego zaszczytu poinformowania o tym, że nowy członek rodziny jest w drodze, ale to nie będę ja. I że w takim momencie łaknienia, żebym to była ja, będzie to dla mnie tak trudne, żeby się zmierzyć z tym, że ktoś inny dostaje to szczęście, którego ja pragnę, że to mnie zmiażdży i zmiecie z powierzchni. Bardzo się tego bałam. Słusznie, jak się okazało raz. I to demonizowałam w swojej głowie.


Małe dziecko przy stole


Z.: Powiedziałaś, że u was w rodzinie pojawiło się małe dziecko. Między innymi właśnie dlatego bardzo nie lubiłam w okresie starań spędzać świąt u moich teściów, bo tam było małe dzieciątko. I to nawet nie chodziło o to, że było mi ciężko zmierzyć się z tym małym dzieciątkiem, bo ono było całkiem spoko i dostarczało dużo radości. Bardzo irytowało mnie to, że nagle przy stole przestały istnieć inne tematy, tylko pojawił się temat tego dziecka. Wszystko kręciło się wokół niego.


Z perspektywy czasu też się zastanawiam, czy to nie było tak, że to sobie wyolbrzymiałam w mojej głowie. Bo ktoś się do niego zwracał czy coś się działo, a ono wymagało jednak dużej opieki. Ale dla mnie to było nie do zniesienia w tamtym momencie. Słyszałam wtedy tylko to. I też zastanawiałam się, czy już postradaliśmy zmysły, że dorośli ludzie nie mają o czym ze sobą porozmawiać, tylko nagle straciliśmy mózgi. Serio, tylko dziecko, nie ma żadnego innego tematu do rozmowy? Nie do końca uważam, żebym była sprawiedliwa w tamtym czasie. Natomiast mówię o tym, jaki obraz rzeczywistości generował wtedy mój mózg.


Gdyby dało się cofnąć czas…


Z.: Zastanawiam się, czy większej przyjemności nie zrobiłabym sobie samej i tym wszystkim innym ludziom, którzy musieli patrzeć na moją skwaszoną minę, gdybym postarała się zostać w święta w komfortowych warunkach tylko np. z moim mężem. I oczywiście też nie dałam sobie na to pozwolenia, myśląc o tym, co powiedzą inni i jak to zniesie moja rodzina, więc zawsze się tam pojawiałam. Ale tak sobie myślę, że gdybym mogła cofnąć czas, chętnie bym spróbowała. I czy to nie byłoby ze zdrowym wynikiem dla nas wszystkich. Chociaż nigdy się tego nie dowiem.


Natomiast skupianie się tylko na dzieciach i ta przemożna chęć poinformowania o tym, że jesteśmy w ciąży (a to się nie wydarzyło, tylko usłyszeliśmy to od innych) było czymś miażdżącym dla mnie w okresie świąt. To było wtedy szczególnie trudne.


Jak przeżyć święta po stracie


A.: Chciałabym też przywołać jeszcze jedno wspomnienie, w którym udało nam się zajść w ciążę na chwilę i w którym właśnie przy tym rodzinnym stole świątecznym mieliśmy poinformować innych, że się udało. Już mielibyśmy pewność, że to serduszko bije, więc nawet to była taka moja myśl, kiedy się udało, że „jejku to na święta powiemy!”.


Trudno było siedzieć przy tym stole, przy którym miałam ogłaszać to, że nam się udało, a przy którym siedziałam i nie widziałam już pozytywnej przyszłości związanej ze staraniami. Wolałabym zostać wtedy w domu niż siedzieć i… Zrobiłam to dla mojego męża. Pojechaliśmy tam ze względu na niego. Nawet mam takie zdjęcie z nim – z kolei w moim domu, bo trochę byliśmy u niego, trochę u mnie. Pamiętam, że siedziałam taka nieogarnięta w ładnej sukience, ale nieumalowana, nawet nie chciało mi się tego robić. I jedliśmy śniadanie. Miałam czarną sukienkę z koralikami – piękna, taka świąteczna. Chciałam po prostu zawinąć do domu pod koc. Naprawdę. Nie odzywałam się wtedy. Patrzyłam w talerz. Tak ciężko się człowiekowi czasami postawić.


No i tak poszłam na te małe kompromisy z moim mężem, aczkolwiek też nie wiem, czy wyartykułowałam to odpowiednio, że tego nie udźwignę. A też nie wiedziałam, jak tego nie udźwignę, dopiero później mogłam stwierdzić, że to wcale nie był dobry pomysł.


Z.: I czy to nie była za wysoka cena, którą przyszło za to zapłacić.


A.: Po prostu to był trudny czas. Wiadomo, święta się skończyły, żyjemy dalej, kolejne rzeczy, nowy rok. Ale czy to mi dodało wiary, siły i nadziei, czy wręcz przeciwnie – kolejnego kopa w dupsko?


Święta inne niż zwykle


Z.: Jak możecie się przed świętami zastanowić nad tym, w jaki inny sposób ewentualnie moglibyście zaaranżować sobie ten czas, jeśli on również dla was jest trudny, to przemyślcie to i przegadajcie. Bo zawsze gdzieś się trzeba spotkać w połowie drogi.


Być może jak sobie wypiszecie zyski i straty, to się okaże, że nie ma idealnego rozwiązania, ale po którejś stronie może będzie mniej ofiar i akurat zdecydujecie się spróbować. Tak tylko zachęcamy do przemyślenia tego, czego nie udało nam się przeforsować w życiu. A jak czytamy wasze wiadomości, że jednak wy spróbowaliście i jesteście zadowoleni, to wiemy, że warto wam podsunąć taki pomysł, chociażby po to, aby on został w waszych głowach, gdzieś dojrzał. Jeśli uznacie akurat, że to opcja, której zechcecie spróbować, to będziemy bardzo szczęśliwe, jeżeli ona się u was sprawdzi i pozwoli wam oszczędzić więcej trudnych chwil, których i tak jest bardzo dużo w życiu staraczy. Podrzucamy do rozważenia coś takiego.


Docinki i żarty, które wcale nie bawią


Z.: Wiemy też, że pojawią się docinki. Chyba akurat żadna z nas tego nie doświadczyła, tak? Mam nadzieję, że się nie mylę.


A.: Przy świątecznym stole?


Z.: Tak. Takie, o których dziewczyny piszą. Od wujów, cioć.


A.: „Kiedy dzieci?”, „Na co czekacie?”.


Z.: Na przykład. Albo że „robią karierę”.


A.: „Pieski sobie kupiliście”.


Z.: Dokładnie tak. „No, na jeszcze kolejną wycieczkę pojedźcie”. „W tym wieku? W twoim wieku to już trzecie rodziłam”. „Na co tu czekać? Przecież teraz to tylko się szybciej przekwita. To tylko nie w tę stronę idzie”.


A.: Ja nie przypominam sobie tego przy świątecznym stole.


Z.: Ja też nie, ale z wiadomości od dziewczyn już sobie przypominam 10 kolejnych tekstów.


A.: Być może ktoś mógł zapytać „A wy kiedy?”, ale nie zostało to zarejestrowane w mojej głowie. Bardziej sobie to wyobrażałam przed każdym spotkaniem świątecznym. Bo to nie tylko były święta. Pod koniec roku mamy dużo imprez, imienin, urodzin, tego typu spotkań. Więc nagromadzenie tego wszystkiego to też było bardzo trudne. Całe szczęście później, po Nowym Roku, jest przerwa. Dopiero kolejna była Wielkanoc. I chwila wytchnienia. Ale wierzę, że część z was się spotka z głupimi żartami, głupimi docinkami. Wiem, że część z was nie będzie miała siły w sobie, żeby odpowiedzieć cokolwiek, tylko przyklei sobie uśmiech numer pięć i obróci to w żart, a popłacze się w łazience lub te łzy zaczną kapać już do nałożonej zupy. I szybko się zawiniecie z tej imprezy.


Puste słowa


A.: Wierzę też, że ktoś z was będzie miał odwagę odpowiedzieć. Zosiu, wspominałaś, że najlepsze riposty są na koniec i jak już ta sytuacja się wydarzy. Kiedyś w naszej Akademii publikowałyśmy, co robicie w takich sytuacjach. Może warto by sobie przygotować taki jeden bezpieczny, komfortowy tekst, kiedy macie ochotę uciec i mózg nie funkcjonuje w takim stopniu, żeby sklecać jakąś mądrą ripostę. Wtedy zalewa was po prostu fala emocji i raczej myślenie zostaje odcięte.


Te teksty są różne. Niektóre są bardziej kulturalne, inne mniej. No ale wierzę, że może jakiś jeden pozwoli wam odbić piłeczkę i zobaczycie, że wujek czy ciocia nie podejmie próby tłumaczenia tego. Może lepiej jest to przyjąć… Może nie przyjąć, bo tych tekstów nie powinno być w ogóle, ale może lepiej jest to zrozumieć, kiedy wiesz, że to są puste słowa. Pusty tekst rzucony przez wujka, który nawet tego nie przemyślał. Zapytasz go, jaka pogoda, a on jakby zapomni o tym, co powiedział. Fajnie by było, gdyby w ogóle takich tekstów nie było, ale może właśnie zrozumienie tego i spojrzenie na to w ten sposób sprawi, że będzie odrobinę lepiej. Że oni są tego nieświadomi.


Też kiedyś miałam ciotkę, nie przy świątecznym stole. Nawet nie wiem, jak my się u niej znaleźliśmy. Jakby nie ujmując też tego, gdzie się urodziła i w jakich okolicznościach została wychowana. Ciotka, która może nie do końca też zna język polski w mowie i piśmie, zapytała: „Kiedy tam?”. „Na co to czekać? Na co to czekać?”, „A Michał tyle pracuje? A po co to takie rzeczy?” Tłumaczenie sobie tego w ten sposób, chociaż mnie to zabolało, że może ona nie wie nawet, co to jest niepłodność… Jakby nigdy się ten człowiek z tym nie zderzył. I czy ja bym tam stała, czy inna para – rzucałaby tym samym tekstem.


Pozytywny test ciążowy jako prezent


A.: Ostatnia rzecz przy rodzinnym stole i przy świętach – zapisałam sobie taki podpunkt „żona bez prezentu”. W moich wyobrażeniach ten okres świąt był czasem, w którym chciałam podarować mojemu mężowi pozytywny test ciążowy. Była to bardzo często tworzona w mojej głowie może nie wizualizacja, co po prostu myśl. Gdzie ten test ciążowy to było właśnie to. To było spełnieniem moich największych marzeń: test ciążowy plus jeszcze święta. No i nigdy takiego testu mój mąż nie dostał.


Ja nawet tak się szykowałam do tych świąt, że zrobiłam skarpety dla mojego dziecka, żeby właśnie włożyć w nie test ciążowy. I nigdy ten test ciążowy w nich nie wylądował. Później gdzieś je upchałam w kąt, gdyż to było bardziej kopanie siebie niż wspieranie. Więc okres świąt kojarzy mi się również z taką konfrontacją z myślami. Myślę, że u was też może się on kojarzyć z wizualizacjami wręczania testu pod choinkę.


Jak przeżyć święta – gotowe riposty w zanadrzu


A.: Dużo trudnych tematów poruszyłyśmy dzisiaj.


Z.: Ten czas świąteczny jest trudny, więc jak o tym mówić inaczej. Jeśli mam wyciągnąć z tego jakieś pozytywne wnioski albo chociaż takie dające nadzieję, to zróbmy to, żeby spróbowali sobie przemyśleć święta na swoich zasadach, takich, które będą dla nich bardziej komfortowe. I tak sobie myślę, że może w dniu publikacji tego odcinka mogłybyśmy zrobić na Instagramie okienko z jakimiś ripostami, które wspólnie wymyślimy.


A.: O! To jest fajne.


Z.: Wtedy będzie jakiś konkret takich tekstów bardziej stonowanych i mniej stonowanych, bo będziemy mogli sobie w różnych sytuacjach na różne pozwolić. I nasze temperamenty na przeróżne pozwolą. Nie ma jednego uniwersalnego tekstu. Takiego, który moglibyśmy przedstawić każdej i każdemu z was. Ale może jak wspólnie tam sobie zrobimy taką burzę mózgów, to coś wymyślimy takiego, że ktoś znajdzie coś dla siebie.


A.: To jest bardzo fajny pomysł. To już nie szukajcie tego starego wpisu. Zrobimy nowy. Taki świeższy.


Z.: Tak. Może coś nam wpadnie nowego do głowy.


A.: Jak odpowiadać na świąteczne…


Z.: …dogryzki?


A.: No.


Burza mózgów


Z.: To też może być, tak sobie wyobrażam, cierpiętnica babcia albo cierpiętnica ciocia, która się żali przy stole, kiedy ona w końcu babcią zostanie. Albo kiedy ona będzie mogła w końcu małe na kolankach potrzymać. Ciocia, kiedy będzie mogła pobawić, bo już tak nudno przy tym wigilijnym stole i na was się wtedy patrzy. Gały wlepione. Oczekuje odpowiedzi z datą i godziną.


A.: To może być ludzi a ludzi. Złośliwe teściowe, kochające teściowe, wujek, którego nie chcecie wprowadzać w temat, wujek, który sam się mierzył z niepłodnością, a zapomniał, jak to było. Siostra, która zaszła w ciążę, rzuca tekstami: „Nie starali się”. A może bratowa…


Z.: „Potrzymaj, to się zarazisz”.


A.: Tak. Bratowa, która… Na przykład czujecie, że rywalizowałyście w zachodzenie w ciążę, kto pierwszy.


Z.: I to jej się pierwszej udało.


A.: Ile ludzi, tyle…


Z.: …scenariuszy.


A.: Tyle historii, przypadków i nie znajdziemy jakiegoś uniwersum. Też to zależy wszystko od waszej kondycji psychicznej, tego jak bardzo jesteście teraz na etapie starań.


Z.: Dlatego zrobimy sobie burzę mózgów i wymyślimy coś, gdzie może każdy znajdzie coś dla siebie. Ale oby nie musiał! I tego chciałybyśmy wam życzyć. Żeby te teksty czekały w kieszeni tak na zasadzie, żebyście nie byli bezbronni w momencie, w którym one w was uderzą, ale tak naprawdę to życzymy wam tego, żebyście te nadchodzące święta spędzili w takim klimacie, który da wam bezpieczeństwo i otulenie i taką chwilę oddechu, i naładowanie baterii.


A.: I że jak odejdziecie od tych świątecznych stołów, to powiecie: „Kurczę, nie było tak źle. Było nawet fajnie”.


Z.: Tego wam życzymy. A czy one będą w mniejszym gronie, czy w większym – zdecydujcie sami, jak wolicie.


A.: Dobrych świąt.


Z.: Ściskamy was.


Artykuł #086 – Jak przeżyć święta? pochodzi z serwisu Akademia Płodności.